Zamach w Cytadeli Warszawskiej
![]() ![]() Zamach w Cytadeli Warszawskiej – zamach, który miał miejsce w sobotę 13 października 1923 roku o godzinie 9 rano w warszawskiej Cytadeli[1]. W wyniku eksplozji prochu do pocisków artylerii ciężkiej zginęło 28 osób i 89 zostało rannych, a uszkodzeniu uległy wszystkie budynki w Cytadeli i w okolicy[2]. Efekty wybuchu13 października 1923 roku o 9 rano na Cytadeli doszło do wybuchu prochowni, w której znajdowała się duża ilość wyprodukowanego we Włoszech nowoczesnego bezdymnego prochu miotającego do artylerii ciężkiego kalibru[3]. Prochownia znajdowała się przy murze zewnętrznym Cytadeli blisko X Pawilonu, który w tym czasie zamieszkany był przez rodziny wojskowych, a o godzinie 9 rano przebywały tu głównie kobiety i dzieci. W wyniku eksplozji w miejscu prochowni powstał lej o głębokości kilkunastu metrów[3]. Dzięki temu, że murowany budynek prochowni zagłębiony był w ziemi i otoczony wałem ziemnym, to główna siła wybuchu skierowana była w górę. Eksplozja nie spowodowała detonacji setek ton pocisków artyleryjskich ulokowanych tuż obok, w forcie amunicyjnym okalającym prochownię. Zniszczeniom uległy także inne budynki Cytadeli: zewnętrzna ściana X Pawilonu legła w gruzach, a jego dach i większość ścian wewnętrznych – runęły[4]. Stojący w pobliżu prochowni skład metalowych części zamiennych zniknął, budynki szwalni i magazyn mundurowy legły w ruinie. Brama cytadeli prowadząca nad Wisłę uległa zawaleniu, w gruzach legły także budynki stajni, wozowni i kuchni[3]. Eksplozja była odczuwalna nie tylko w całej Warszawie, ale również i w Otwocku, Rembertowie, Piasecznie czy Mińsku Mazowieckim[1]. Na najbliżej położonym Cytadeli Żoliborzu Oficerskim podmuch zawalił dachy kilkudziesięciu domów, w wyniku czego obrażenia odnieśli cieśle i dekarze. W wielu budynkach Starego Miasta wypadły szyby raniąc przechodniów i wywołując panikę. Według doniesień prasowych szyby w oknach rozbiły się aż w Skierniewicach[5]. Po eksplozji i podmuchu nad cytadelą pojawił się wielki grzyb dymu, który warszawskim strażakom pozwolił na lokalizację miejsca zdarzenia, bo pierwotnie przypuszczano, że był to wybuch w fabryce Wulkan[3]. Na miejscu od razu pojawiło się wojsko, żandarmeria i straż ogniowa, jednak do pierwszych ofiar wybuchu dokopano się dopiero około godziny 11. Ostatecznie doliczono się 28 osób zabitych (w tym 2 wojskowych) i 89 rannych[2]. ![]() 16 października 1923 odbył się w Warszawie zbiorowy pogrzeb 22 ofiar wybuchu[6]. Zabici zostali pochowani na cmentarzu Wojskowym na Powązkach w kwaterze 18[7]. Już następnego dnia zaczęły napływać do Warszawy kondolencje z różnych części Polski i Europy, także z Watykanu od papieża Piusa XI, byłego nuncjusza w Polsce. Wydarzenie spotkało się także ze specjalnym oświadczeniem rządu Wincentego Witosa, potępiającym tego typu działania narażające na destabilizację kraju, który dopiero odzyskał niepodległość[1]. SprawcyPierwsze podejrzenia padły na komunistów i nacjonalistów ukraińskich, jednak aresztowanie ponad 200 osób w samej Warszawie i kilkudziesięciu w innych częściach kraju nie przyniosło rezultatów. Kilka miesięcy wcześniej minister spraw wewnętrznych Władysław Kiernik oświadczył w Sejmie, że została wykryta szpiegowsko-dywersyjna komunistyczna organizacja kierowana spoza kraju, której celem są zamachy na obiekty kolejowe i wojskowe[1]. W wyniku zeznań Józefa Cechowskiego, członka komunistycznej siatki terrorystycznej, który poszedł na współpracę z policją, o przygotowanie zamachu oskarżono dwóch sympatyzujących z komunistami wojskowych: porucznika Walerego Bagińskiego z Centralnej Izby Zbrojmistrzów w Warszawie i podporucznika Antoniego Wieczorkiewicza, pirotechnika[1]. Przebywali oni od początku sierpnia w więzieniu przy ul. Dzielnej i jedynym dowodem na ich działalność było odśpiewanie pieśni „Czerwony Sztandar” w momencie zamachu. Bagiński miał także opowiadać, że jak zechce, to wysadzi Cytadelę w powietrze[2]. Obaj byli członkami Komunistycznej Partii Polski, a Bagiński był szefem Wydziału Wojskowego odpowiedzialnego za agitację wśród żołnierzy. Obaj zostali aresztowani za działalność na rzecz obalenia ustroju i organizację ataków bombowych w kwietniu i maju 1923 w Warszawie i Krakowie[1]. Choć dowody te były słabe, sąd wojskowy uznał je za wystarczające i skazał obu winnych na karę śmierci. Wyrok w sprawie Bagińskiego i Wieczorkiewicza wywołał falę krytyki i ich sprawą zajęła się specjalna komisja sejmowa, której przewodniczył poseł PPS Adam Pragier. Komisja uznała zeznania Cechowskiego za niewiarygodne, a jego samego za policyjnego prowokatora. Według ustaleń Pragiera większość dowodów miał spreparować inspektor Piątkiewicz, odpowiedzialny za zwalczanie ruchu komunistycznego i oczekujący szybkiego awansu za wykrycie sprawców. W wyniku działań komisji prezydent Stanisław Wojciechowski zamienił domniemanym sprawcom wyrok śmierci na dożywocie[2]. W grudniu 1923 powstał nowy rząd Władysława Grabskiego, który zawarł porozumienie z ZSRR na wymianę dwóch innych Polaków więzionych tam z przyczyn politycznych – polskiego konsula w Gruzji i księdza, członka komisji rewindykacyjnej. 29 marca 1925 na granicznej stacji kolejowej Kołosowo w pobliżu miasteczka Stołpce miało dojść do wymiany więźniów. Gdy pociąg dojeżdżał do stacji obaj podejrzani zostali zastrzeleni z rewolweru przez członka eskorty, policjanta Józefa Muraszko, znanego ze skrajnie prawicowych poglądów. Muraszko za swój czyn został skazany na 2 lata więzienia, a wyrok sąd motywował tym, że działał on z pobudek patriotycznych „w stanie silnego wzburzenia duchowego”[2]. Po odbyciu kary w więzieniu na Łukiszkach Muraszko zmienił nazwisko i służył w Korpusie Ochrony Pogranicza, a następnie w dyrekcji policji w Warszawie. W końcu lat 30. najprawdopodobniej został zwerbowany przez Gestapo, bowiem już jesienią 1939 jawnie występował jako jego oficer. Wkrótce potem podziemie wykonało na nim wyrok śmierci[2]. Do dziś nie ma pewności co do sprawców zamachu. Zabici oficerowie zostali uznani za sowieckich agentów, ale w okresie PRL byli traktowani jako ofiary zbrodni sądowej, a nazwiskami ich nazwano ulice (ul. Walerego Bagińskiego przemianowana została po 1989 na ul. gen. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza, a ul. Antoniego Wieczorkiewicza przemianowano na ul. gen. Antoniego Chruściela „Montera”). Doszło też do dwóch zamachów na Cechowskiego w 1925. Za pierwszy, nieudany, skazani zostali Władysław Hibner, Władysław Kniewski i Henryk Rutkowski, a wyrok na nich wykonano na stokach Cytadeli (imionami zamachowców nazwano w okresie PRL ulice Zgoda, Złota i Chmielna, po 1989 przywrócono stare nazwy)[1]. Kilkanaście dni później Cechowskiego zastrzelił Naftali Botwin, skazany za tę zbrodnię na karę śmierci i stracony we Lwowie. Przypisy
Linki zewnętrzneInformation related to Zamach w Cytadeli Warszawskiej |