Szkoła monachijska, monachijczycy – grupa polskich malarzy działających od połowy XIX w. do 1914 w Monachium; określenie nieprecyzyjne, lecz przyjęte w literaturze przedmiotu[1].
Tematyka
Monachijczycy nie tworzyli określonej grupy artystycznej czy szkoły. Przybywali do Monachium na dłuższe lub krótsze studia. Niektórzy, zdobywając uznanie, osiedlali się na długie lata, inni odwiedzali miasto tylko w związku z wystawami. Od obcych artystów odróżniała ich przede wszystkim programowo odrębna tematyka, ściśle związana z Polską.
Sięgano do poezji narodowej i wydarzeń historycznych, polskiej scenerii, kostiumów itp.[1] Początkowo szczególnie silny był nurt romantyczny, wyrażający się w tematyce historycznej i batalistycznej. W późniejszych latach dominowali realiści, których domeną były sceny rodzajowe i pejzaż. Cechowały je daleko posunięty realizm, nastrojowość („Stimmung”) oraz stonowany koloryt, z przewagą brązów i szarości („sosy monachijskie”)[2]. Obrazy artystów polskich z kręgu akademii monachijskiej były wysoko cenione przez znawców i chętnie kupowane. Szczególnym powodzeniem cieszyły się „polskie pejzaże” („polnische Landschaften”).
Nieformalnym przywódcą polskiej kolonii artystów w Monachium był Józef Brandt, który w 1863 rozpoczął studia artystyczne w Akademii Monachijskiej. Pozycja w środowisku, jaką wypracował przez lata, skłoniła go do zamieszkania w stolicy Bawarii na stałe. Od 1870 prowadził tam swoją pracownię, w której kilka lat później zaczął uczyć malarstwa, głównie młodych adeptów sztuki z Polski[3].
Monachium zwano żartobliwie Mnichowem, Atenami nad Izarą lub Bawarskimi Atenami. Między rokiem 1836 a I wojną światową kolonia polska liczyła ok. 650 osób (w tym 322 zapisały się na studia akademickie). Ulubionym miejscem spotkań była kawiarnia Café Tambosi[4].
Studiujący w Monachium Marian Trzebiński, autor „Pamiętnika malarza”, następująco, anegdotycznie scharakteryzował atmosferę panującą pod koniec XIX wieku w tamtejszej w kolonii polskich artystów[5]:
[...]>>Młodzież polska, przeważnie na Schwabingu osiadła, miała swoje "Stamm-knajpy”, a w nich zarezerwowane separatki i zwykle tak bywało, że gdy się nas kilkunastu zeszło, zaczynały się śpiewy, w czym dominowali Galicjanie. Nieraz, gdyśmy chórem odśpiewali „Z dymem pożarów”, z sąsiednich sal zjawiała sie delegacja od Niemców z prośbą o powtórzenie, bo jest to takie piękne, takie „riesig melancholisch”. Dobre głosy posiadali rzeźbiarzTurquier i malarzK.Wesfal obecnie profesor rysunków w Lublinie. [...] Wielu rozbitków, zamiast jak przedtem do Drezna, teraz wyjeżdża do Monachium, zachęceni świetną karierą Brandta, jako też życzliwością, z jaką na emigrantów patrzył dwór bawarski. Na dworze bowiem Wittelsbachów pamiętają dobrze, że ich pra-prababką była Polka, żona Maksa Emanuela, a córka wielkiego Sobieskiego.<<[...]
Marian Trzebiński, autor „Pamiętnika malarza”[7] podał na podstawie „Jednodniówki monachijskiej” (1897)[8]następującą listę polskich artystów zamieszkałych w latach 1896–1897 w Monachium – pisząc:
[...]>>Sztuka ich jest pochodzenia francuskiego najnowszej daty i porusza się ona nieco jak obca wśród naszych niemieckich, starzejących się już kulis, złożonych z widoków Konigssee i Dachsteinu, wśród naszego bydła w naturalnej wielkości, naszych wesel chłopskich, bójek, chrzcin, lichych konceptów i trywialności wszelkiego rodzaju, za których pomocą nasi domowi fabrykanci obrazów 'z szynkiem lub bez szynku' nie przestają dawać świadectwa ubóstwa swojemu widnokręgowi umysłowemu.
Talentem i zręcznością ci malarze polscy przewyższają 'przeciętnego artystę niemieckiego zwykłej kategorii', a w krótkim czasie umieją oni nabyć zdumiewającej wprawy technicznej z łatwością, która ma zakrój natywistyczny [...]
Najznakomitszym między nimi i w ogóle celującym artystą jest (nieżyjący już, niestety) Maksymilian Gierymski, którego dzieła nadają ton i kierunek. Pod względem smaku, zręczności i oryginalności wznoszą się ponad ogół produkcji i należą do najlepszych dzieł, jakimi w ostatnich czasach pochlubić się może sztuka w Monachium. Przede wszystkim umie on nadać swoim dziełom więcej jeszcze interesu kolorystycznego, niż jego towarzysze.[...].<<[...]