Śmierć prezydenta została wyprodukowana przez Zespół Filmowy „Kadr”. Reżyserem filmu był kierownik artystyczny zespołu, Jerzy Kawalerowicz. Na pomysł realizacji filmu o morderstwie Gabriela Narutowicza reżyser wpadł jeszcze w latach 60., ale za rządów Władysława Gomułki nie było jeszcze możliwe powstanie dzieła choćby mimochodem wspominającego o jednej z kluczowych postaci zdarzeń, Józefie Piłsudskim[2]. Po objęciu steru władzy przez Edwarda Gierka, dysponując archiwalnymi dokumentacjami wydarzeń, Kawalerowicz napisał scenariusz wraz z krytykiem Bolesławem Michałkiem, również pracownikiem „Kadru”[1][2]. Częściowo produkcja filmu była możliwa dlatego, że Kawalerowicz cieszył się reputacją oddanego członka Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej[3].
Zdjęcia do filmu zrealizowali Witold Sobociński i Jerzy Łukaszewicz, którzy stylizowali zdjęcia na materiały z kronik filmowych i zdjęć prasowych z tamtego okresu. Film wyróżniał się dynamicznym ruchem kamery, adekwatnym do gwałtowności sporów politycznych[4].
Głównego bohatera zagrał Zdzisław Mrożewski[5], natomiast Niewiadomskiego odegrał Marek Walczewski, posługujący się kwestiami autentycznie wypowiedzianymi przez malarza podczas procesu karnego[6]. W rolę Józefa Piłsudskiego, który przekazał Narutowiczowi władzę nad krajem w 1922 roku, wcielił się Jerzy Duszyński. Historyk Mikołaj Mirowski zauważał, że Piłsudski w interpretacji Duszyńskiego „mówi z zaciągiem, ewidentnie widać, że jest człowiekiem z Kresów i Wileńszczyzny […]. Żaden inny filmowy Piłsudski ani przed Duszyńskim, ani potem, nie będzie tego robił”[7]. W rolę marszałka Macieja Rataja wcielił się Tomasz Zaliwski, który był bardzo podobny do tej postaci historycznej[8].
W chwili premiery Śmierć prezydenta była przyjmowana przeważnie pozytywnie. Krytycy byli pod wrażeniem formy filmu; Krzysztof Teodor Toeplitz upatrywał w nim „rekonstrukcji dokumentalnej”, podczas gdy Zygmunt Kałużyński pisał o tym, że autorzy posłużyli się „konwencją filmowej kroniki”[10]. Wiktor Woroszylski twierdził: „Obraz ten boli i budzi dumę zarazem, irytuje i zachwyca, nade wszystko zaś daje do myślenia”[11]. Z drugiej strony, Aleksander Ledóchowski z pisma „Film” zarzucał filmowi „piekielną arbitralność” oraz zbyt wielką kondensację treści, która jego zdaniem „budzi niedosyt”[12].
Prawicowi krytycy, zwłaszcza po transformacji ustrojowej, stawiali twórcom jeden zarzut, wynikły z czasu powstania filmu: faworyzowanie określonego środowiska politycznego. Zdaniem Łukasza Jasiny Kawalerowicz i Michałek jednoznacznie przedstawili działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej jako ludzi bez skazy, wyolbrzymiając rolę komunistów (zwłaszcza Stanisława Łańcuckiego) w wydarzeniach z 1922 roku. Jasina jednak zaznaczał przy tym, że:
był to film mało zideologizowany, bardzo rekonstrukcyjnie przedstawiający rzeczywistość, pokazujący wrogów Narutowicza w nieco wykrzywionym świetle, ale jednak dający im prawo do ich racji. Był to również film pokazujący niezwykłą rolę Józefa Piłsudskiego, w całym tym procesie, jego centralne miejsce w życiu politycznym II RP[13].
Analizy i interpretacje
Zdaniem filmoznawcy Jana Reka Śmierć prezydenta pomimo okresu powstania zachowała swoją aktualność. Kawalerowicz i Michałek, jak pisze Rek, przypisali winę za śmierć Narutowicza nie tylko Niewiadomskiemu, lecz całemu systemowi prawnemu i politycznemu II Rzeczypospolitej, który:
umożliwiał partiom politycznym dążenie do zajęcia monopolistycznej pozycji, a potem z góry przyznawał słuszność w politycznych sporach – pod groźbą kierowania pod adresem przeciwników oskarżeń o sprzeniewierzenie się racji stanu czy nawet zdradę ojczyzny. W atmosferze swarów i zamknięcia się na argumenty politycznych antagonistów tylko dlatego, że opatrzone są ideologicznie „wrogą” etykietą, dochodzi do narodzin ideologii dominującej. Wtedy jedna siła polityczna bierze wszystko[11].
W tym sensie Śmierć prezydenta nie opowiadała jedynie o przeszłości, ale również wpisywała się w dyskusję porównywalną z dziełami kina moralnego niepokoju o wymowie politycznej, np. Człowiekiem z marmuru (1976) Andrzeja Wajdy i Barwami ochronnymi (1976) Krzysztofa Zanussiego. Choć Kawalerowicz pozornie bronił istniejącego w latach 70. politycznego status quo, jego utwór mógł być interpretowany na wspak – jako apel ku pluralizmowi politycznemu[14]. Monika Piotrowska zauważała, że Śmierć prezydenta demonstrowała „doskonałe” posłużenie się wiedzą źródłową oraz rzetelnie wyjaśniała okoliczności mordu na Narutowiczu[15]. Piotr Zwierzchowski argumentował, że film Kawalerowicza miał wymowę uniwersalną:
dzięki historycznej rekonstrukcji pojawiały się pytania o władzę, demokrację, państwo, wartości, mechanizmy, emocje itd. Dzięki równolegle prowadzonym wątkom prezydenta i jego zabójcy Eligiusza Niewiadomskiego, tworzącym precyzyjną, podporządkowaną dramaturgii wydarzeń strukturę swoistego thrillera politycznego, Kawalerowicz pozwalał przedstawić swoje racje obu stronom, dając w ten sposób Polakom lekcję o sensie demokracji, nieobecnej w Polsce w latach 70.[16]
Tadeusz Sobolewski w retrospektywnej recenzji z 2019 roku, niedługo po zabójstwie prezydenta GdańskaPawła Adamowicza, podkreślał iż „jesteśmy wciąż w tym samym kraju, bez doświadczenia demokracji, w którym przeciwnik polityczny nie ma właściwie racji bytu”. Sobolewski pisał, że Śmierć prezydenta to „film o polskim hejcie. Terrorysta Niewiadomski […] realizuje to, do czego prowadziły kolejne uderzenia nienawiści, narastające lawinowo, choć wyrażające się w formie tak niby niewinnej, jak bitwa na kule śnieżne, którymi studenci rzucają w prezydenta”[17]. Zdaniem Sebastiana Smolińskiego Kawalerowicz przedstawił bieg wydarzeń „w charakterystycznym dla siebie chłodnym i eleganckim stylu”[18].